Dodano: 2023-12-10, Parafia w Hausdorf

Początki parafii w Hausdorf sięgają XIV wieku, ale są dość trudne do odtworzenia, a to dlatego, że dokumentów na ten temat jest bardzo niewiele. Udało się odnaleźć jeden z 1374 roku, co już jest ewenementem, że taki się zachował, który opisuje przybycie do Hausdorf proboszcza, niejakiego Nicolausa (Mikołaja). Nazwiska nie zaznaczono, a to dlatego, że wtedy na ogół posługiwano się imionami i ewentualnie miejscowością z jakiej pochodził. H. Sienkiewicz pisał więc o Zbyszku z Bogdańca, albo Zawiszy Czarnym z Garbowa. Czarny to przezwisko, ze względu na strój w którym chodził. Ów więc Nicolaus przybył do Hausdorf, jako drugi proboszcz naszej miejscowości i w owym dokumencie jest taka o tym informacja. „Był koniec maja 1374 roku, gdy z Mohelnic (Müglitz) w diecezji ołomunieckiej do Hugonisvilla (Hausdorf) przybył niejaki Nicolaus, by objąć urząd proboszcza w tutejszym kościele. Towarzyszył mu notariusz katedralny archidiecezji praskiej Johann z Dzierżoniowa”. Pokrótce w ten sposób przedstawiają się najstarsze znane obecnie informacje o administracji kościelnej w Haudorf, czyli w Jugowie. Hugonisvilla to wcześniejsza nazwa Hausdorfu. Ale z tego dokumentu wynika, że ów Nicolaus był drugim proboszczem w Hausdorf, gdyż pierwszym, do 1374 roku był też Nicolaus, ale niewiele o nim wiadomo, kiedy tu przybył i skąd. Jak długo istniała tu pierwsza parafia też dokładnie nie wiadomo, ale wiemy, że wraz z powstaniem Husytów nowa parafia bardzo ucierpiała i po pewnym czasie ją zlikwidowano.

Niepokoje związane z powstaniem husytów, i związane z tym zniszczenia nie ominęły młodej parafii. Z dostępnych dokumentów można się dowiedzieć że po wojnach husyckich, które trwały na terenach Czech w latach 1419 - 1436 kościół musiał być mocno uszkodzony, co wraz z narastającymi nastrojami reformatorskimi doprowadziło do zniesienia tutejszej parafii. Hausdorf więc musiał być mocno zaangażowany w te wojny i reformację. W 1561 roku Jugów podlegał parafii w Nowej Rudzie. Wojna trzydziestoletnia, która rozgrywała się w latach 1618 -1634, a która toczyła się między państwami protestanckimi, a katolicką dynastią Habsburgów dokończyła dzieła zniszczenia w obiektach parafialnych. Z dostępnych dokumentów, którymi autorami są Christophorus Neactius i Hieronymus Keck w "Ksiegach Dekanatu" (1560 i 1631) w opisie Jugowa(nazywanego tu Haugwitz oraz Haussdorff) stwierdzają istnienie w miejscowości tylko drewnianej kaplicy otoczonej murem. Na jej wyposażeniu znajdował się jeden srebrny kielich, podarowany świątyni w1607r. przez Stillfriedów, jeden kielich cynkowy, ołtarz, dwa dzwony oraz inne drobne paramenty liturgiczne. Pozostałe budynki parafialne znajdowały się w totalnej ruinie (tota ruinosa). Dlatego też w 1675 roku Jugów przyłączono do nowo powstałej parafii w Ludwikowicach.

Taka sytuacja trwała wiel e dzisiątek lat. Hausdorf nie był samodzielną parafią, tylko filią podporządkowaną parafii w Ludwikowicach, bądź w zależności od sytuacji w Nowej Rudzie. Sytuacja zaczęła zmieniać się na początku XVIII wieku. Hausdorf rozwijał się

coraz bardziej dynamicznie i w 1718 roku rozpoczęto budowę nowej świątyni dla mieszkańców naszej miejscowości. Budowa trwała cztery lata i powstał piękny kościół, zupełnie inny niż skromna budowla, która była do tej pory. Początkowo świątynia była jednonawowa, czyli składała się tylko z jednej , jak można by dzisiaj powiedzieć hali. Nie było w niej bocznych miejsc, ani ołtarzy. Był to kościół dosyć solidny i piękny, ale zupełnie inny niż dzisiejszy. Wybudowanie nowego kościoła, nie pociągnęło za sobą automatycznie przywrócenie samodzielnej parafii. Hausdorf był dalej obsługiwany przez księży z Ludwikowic, którzy ze względu na ogrom zajęć poświęcali naszej miejscowości niewiele uwagi, poza tym co konieczne, a więc odprawianiem mszy św., nie zawsze regularnie, chrzcinami, pogrzebami i udzielaniem sakramentu małżeństwa.

PierwszyKościół w Hausdorfie.

Kościół w Hausdorfie rzeczywiście robił wrażenie, ale z różnych względów, których nie znamy, dopiero w 1778 roku została tutaj reaktywowana parafia, a więc po 400 latach. Wtedy do Hausdorf przybył nowy proboszcz Ignaz Kórnig, chociaż niektóre źródła podają, że był tu trzy lata wcześniej, ale pewnie jako zarządca, administrator, a nie proboszcz. Gdy parafia już została powołana do istnienia w 1778 roku, należało dokładnie określić z czego będzie się utrzymywał proboszcz i jakie będzie jego wynagrodzenie. Wtedy wyglądało to zupełnie inaczej niż teraz, gdy ksiądz utrzymuje się z ofiar. Z dokumentów więc wynika, że w 1778 roku, a więc wtedy gdy na nowo zaczęła istnieć parafia w Hausdorf przynależało do niej 24 ha ziemi i 60 mórg lasu. Patronem i sponsorem kościoła w późniejszym czasie został Graf Friedrich Albert von Pfeil. Z dokumentów możemy się dowiedzieć, że pierwszy proboszcz Ignaz Kórnig pochodził z Lądka Zdroju. Swoje urzędowanie na stanowisku proboszcza rozpoczął bardzo energicznie. Otóż na samym początku zamówił u mistrza Michaela Klahra Młodszego barokowy ołtarz do powierzonej sobie świątyni. Znajdował się on w tutejszym kościele do 1894 roku. Toczony robakiem uległ poważnemu zniszczeniu.

Ponieważ pierwszy ołtarz uległ poważnemu zniszczeniu, toczony przez robaka, a pewnie nie bardzo wiedziano jak sobie z tym problemem poradzić, dlatego przy końcu XIX wieku zastąpiono go ołtarzem romańskim. Odnaleziono nawet zdjęcie tego ołtarza, ale jest ono w kiepskim stanie i niewiele na nim widać. Ponieważ ołtarz ten nie pasował do barokowego wnętrza świątyni, dlatego też w 1913 roku zastąpiono go ołtarzem barokowym, który jest w naszej świątyni do dnia dzisiejszego. Ks. Kórnig rozpoczął budowę plebani, tzw. starej, którą ukończono w 1779 roku. Ponieważ takiego budynku nie stawia się w ciągu jednego roku, dlatego należy sądzić, że wersja iż ks. Kórnig przebywał tutaj wcześniej, jako organizator parafii, jest prawdziwa. Przed drzwiami plebani jest medalion z napisem J.K. 1779r., a więc inicjały proboszcza i data poświęcenia plebani. Pierwszy proboszcz musiał praktycznie na nowo stworzyć parafię.

Na zdjęciu obraz ks. Kórniga znajdujący się na plebani, który trzyma w ręku księgę z napisem; „Dokument powstania parafii w Hausdorf”. Jest także napis; Ks. Ignacy Jan Nepomucen Kórnig, proboszcz w Hausdorf, pochodzący z Lądka Zdroju, ur. 14.IX.1778 r, zm. 24.I.1811. Księga i napisy są w języku łacińskim

Oprócz spraw gospodarczych, z którymi nowy proboszcz ks. Kornig całkiem dobrze sobie radził (nowy ołtarz, nowa plebania, zabudowania gospodarcze, całkiem nieźle funkcjonująca gospodarka rolna, z której ks. Kornig utrzymywał siebie, ale także mógł inwestować w parafię), wielkim wezwaniem była praca duszpasterska. Otóż okazało się, że Hausdorf, jest mocno zaniedbany religijnie. Przez 400 lat nie było tu księdza i pomimo że była to dosyć spora wioska, księża dojeżdżali z Ludwikowic i ewentualnie z Nowej Rudy. Przyjeżdżali tu na chwilę, aby odprawić mszę św i raz na jakiś czas przeprowadzić w kościele, wtedy bardzo małym, katechezę, obsłużyć pogrzeby, śluby, czy chrzty i na tym koniec. Ks. Kornig zauważył, że czeka go dużo pracy duszpasterskiej. Z dokumentów wynika, że parafianie nie byli przyzwyczajeni do jego posługi i wymagań, dlatego, tak jak wcześniej, wszelkie sprawy chcieli załatwiać w Ludwikowicach, gdyż tamtejsi księża nie orientowali się w hausdorfskiej sytuacji, albo jechali wprost do Kłodzka. Tam w imieniu arcybiskupa praskiego, władzę sprawował tzw. wikariusz rejonowy. Miał on władzę daną przez arcybiskupa i w jego imieniu podejmował decyzję

List ten zacytujemy w całości, aby pokazać problemy z jakimi musiał zmierzyć się nowy proboszcz. Proszę zwrócić także uwagę na kwiecistość języka, którego używa proboszcz Kornig. Sztuka pisania listów dzisiaj zanika, wtedy to był styl, którego dzisiaj możemy pozazdrościć;

 

"Przewielebny,
Wielmożny i Wielce uczony Pan,
Czcigodny Pan Dziekan, Wikariusz rejonowy  
i Archidiakon!


Dzisiaj przed Waszą Przewielebną Łaskawością pojawi się pan młody z mojej społeczności kościelnej wraz ze świadkami, ażeby poprzez dyspozycję urzędową Jaśnie Wielmożnego Pana uprosić o arcybiskupią dyspensę od przeszkody pokrewieństwa czwartego stopnia po stronie rodziców pana młodego jako i pani młodej, niezbędną do zawarcia małżeństwa. Mój urzędowy obowiązek doradza mi, by przy tej okoliczności donieść Waszej Przewielebnej Łaskawości o pewnym nowym, zamęt siejącym przekonaniu, które poniża naszą świętą religię oraz pomija jej prawidła i ustanowienia,

e zachowania z otoczenia obojga wkradło się niedawno pośród moich parafian i wielu z nich na manowce poprowadziło, pozwalając im nieroztropnie dać wiarę temu, że skoro w Biblii nie jest wyraźnie zabronione zawrzeć związek małżeński będąc w pokrewieństwie lub bliskim powinowactwie i nawet Stary Testament wiele podobnych małżeństw potwierdza, to żadne nowo powstałe prawo przeto dzisiaj nie nakazuje, w takich właśnie więzach pozostając, dyspensy się dopraszać, by ważny związek małżeński zawrzeć,  co więcej pod uwagę wziąć każe jedno ustanowienie poczynione przez najwyższych dostojników kościoła, z pomocą którego powiększa się duchownych kiesa, by żyć mogli wystawniej. Cóż to ma znaczyć, że tak zwani złośliwi pozwalają sobie Waszej Przewielebnej Łaskawości brak godności kłamliwie przypisywać, jak gdyby te słowa wypowiadali:    
Powstrzymywać ludzi w ich pragnieniach uzyskania dyspensy w czwartym stopniu oznacza dokładnie tyle, co ukraść im pieniądze z sakwy.    
Jeśli teraz mym parafianom zmylonym przez tak błędne pojmowanie i mamiące posądzenia, zatroskany o ich zbawienie i dobrobyt, dosadniej objaśniał i pieczołowiciej ich ostrzegał będę, czy to przez dokładniejsze nauki własne, czy też przez naukę najwybitniejszych przedstawicieli Kościoła

Szczególnie jednak na uwadze mając upływ czasu, prowadzący do zła jeszcze większego, co majestat znieważa i następstwem zasad jest, które u podstaw swych złośliwości karze podlegające lub uprzedzenia mają, a przy kolejnych nieznanych mi dotąd przeszkodach do zawarcia małżeństwa uchronić się pragnę od wszelakich posądzeń uprzedzeniami podszytych, jakobym sam jeden ważność dyspensie nadawał, gdy bracia moi ten sam urząd piastujący, obojętnymi pozostają, to jednak wierzę, że zgodnie z powszechną wiedzą, na mocy odnowionych arcybiskupich rozporządzeń konsystorskich, zaleca się stanowczo każdemu proboszczowi ustępstwa na rzecz podobnych starań o dyspensę. Zadość czyniąc mym urzędowym obowiązkom, donoszę Waszej Przewielebnej Łaskawości o powyższej sprawie, jak mniemam znaczącej, natychmiast, gdy okoliczność ta wydarzyła się po raz pierwszy, w celu pewnych dalszych dyspozycji. Melduję Jaśnie Wielmożnemu Panu także w sprawie, zdaje się, błahej, że tak długo, jak w Hausdorfie wykonywał będę powierzony mi urząd duszpasterza, każdą grupę osób, podobnych do tych dzisiejszych, a pokornie swą prośbę składających, odsyłać będę w przyszłości do Przewielebnego Wikariusza.   Moje sumienie jest mą rękojmią, że w ten oto sposób, w całkowitym zadowoleniu, zapewniał będę Bogu, religii i moim chrześcijańskim zwierzchnikom poszanowanie, w którym wytrwam, aż po grób służąc Waszej Przewielebnej Łaskawości. . Hausdorf 1779

Czego dotyczy ten list, ówczesnego proboszcza Hausdorfu. Otóż jak już wcześniej wspominaliśmy, nie było tutaj księdza przez 4 wieki. Księża dojeżdżali do Hausdorf na mszę św. i inne potrzeby, jak pogrzeby, namaszczenie chorych itd. Stąd też świadomość religijna ówczesnych parafian, których pod opiekę otrzymał ks. Kornig, była dosyć słaba. Sakramenty udzielane w Kościele, obwarowane są różnymi warunkami. Np. aby spowiedź była ważna musi być spełnionych 5 warunków dobrej spowiedzi. Jeżeli ktoś księdza oszukuje przy spowiedzi, a więc kłamie, to nawet jeżeli otrzyma rozgrzeszenie, to jest ono nieważne, czyli spowiedź jest świętokradzka. Podobnie jest z sakramentem małżeństwa. Narzeczeni np. nie mogą być najbliższymi krewnymi. Takie pokrewieństwo liczy się w stopniach. Pierwsze to rodzeństwo, drugie to najbliżsi kuzynowie itd. Są to reguły bardzo przejrzyste, zatwierdzone przez papieża. Jeżeli jakieś w miarę bliskie kuzynostwo np. 3 lub 4 stopnia chce zawrzeć małżeństwo, to musi od biskupa otrzymać dyspensę, aby było ono ważne. Z listu ks. Korniga wynika, że młodzi chcieli uniknąć tej dyspensy i zawrzeć związek małżeński, oszukując proboszcza w sprawie pokrewieństwa. Ks. Kornig zauważa, że młodzi twierdzili, iż szkoda im kasy na takie formalności. Każda taka dyspensa była związana z ofiarą, z której utrzymuje się Kościół. Oni chcieli tego uniknąć, żeby nie nabijać kasy klerowi i kombinowali. Było to jednak obarczone nie tylko grzechem, ale także skutkowało nieważnością takiego „kombinowanego” sakramentu.

Jak z powyższego widać, nowy proboszcz wziął się ostro do pracy, nie tylko gospodarczej, ale także duszpasterskiej i postanowił na powierzonej sobie parafii zaprowadzić porządki, które byłyby zgodne z ówczesną nauką i prawem Kościoła. To musiało się nie wszystkim spodobać, dlatego też do ówczesnego dziekana mieszkańcy, poprzez swoich przedstawicieli, wysłali takie pismo, ze skargą na swojego proboszcza. Pismo to udało się odnaleźć w archiwum Jezuitów w Kłodzku;

 

Przewielebny, Czcigodny, Jaśnie Wielmożny Panie Dziekanie!

Waszej Wielebnej Łaskawości jest wiadomym, że już od 27 lat, odkąd wymieniony pan proboszcz Körnig mieszka w Hausdorfie, żyjemy w ciągłym niezadowoleniu, z jego strony i dotyka nas wiele przykrości i już dłużej nie możemy się tym zadowalać, aby ten człowiek był duszpasterzem, ponieważ działa on nawet wbrew prawu Bożemu i królewskiemu naszego monarchy, a sam również przyznaje, że nie wykonuje królewskich rozkazów i rozporządzeń, co więcej, my podczas wizyty Jego Ekscelencji arcybiskupa z Pragi (jak Wasza Wielebna Łaskawość wie) poskarżyliśmy się z powodu nieregularności spotkań, gdzie on później zapewniał, że wszystko będzie trzymał w najlepszym porządku i ku prawdziwemu zadowoleniu swoich dzieci Kościoła, czym się także zadowoliliśmy. Ale niestety! Tylko 34 godziny trwała jego obietnica.

Po tych 34 godzinach dopiero wtedy zaczął nas naprawdę prześladować, tak że byliśmy zmuszeni do wyższej instancji złożyć o tym doniesienie, które wpłynęło zarówno do Jego Ekscelencji Wielebnej Łaskawości arcybiskupa w Pradze, jak też do Kamery Królewskiej w Breslau.

Dalej prosimy pokornie, aby dopomóc nam w pozyskaniu innego duszpasterza, z którym w przyszłości możemy żyć w zgodzie, ciszy i pokoju, który będzie nas zaznajamiał z naukami Jezusa Chrystusa, jak też z ustawami naszego najwierniejszego monarchy, i będzie dawał nam dobry przykład.

Ponieważ w tej chwili toczymy proces przeciw proboszczowi Körnigowi i przez 27 lat nie mogliśmy uzyskać żadnego całkowitego pokwitowania jak się należy, szczególnie w odniesieniu do odprowadzanych i otrzymanych pieniędzy na stypendia mszalne, co jest przecież jego powinnością według królewskich ustaw, aby kwitować co kwartał, a przecież od tego czasu, który już upłynął, gmina Hausdorf zasłużyła sobie na formalne pokwitowanie, dołączamy do pisma kopię, w jaki sposób proboszcz Körnig sporządza kwit. Dlatego pod zaświadczeniem, którego wymagamy od niego, nie możemy się podpisać ani przystawić pieczęci, ponieważ mamy powód, by twierdzić, że w odniesieniu do królewskich edyktów,

W odniesieniu do królewskich edyktów  i rozporządzeń zawiadamia on nieregularnie i w innym czasie niż należy, albo w ogóle inaczej, niż te brzmią w rzeczywistości. 

Gdyby Wasza Wielebna Łaskawość zechciała wnieść w tej sprawie skargę, to my jesteśmy gotowi, aby w tym przypadku wziąć na siebie odpowiedzialność. A względem zwierzchników szkoły nie będziemy się przeciwstawiać, lecz będziemy dążyć do tego, aby te same osoby zatrudnione zostały, szczególnie gdy będzie to pod każdym względem przygotowane.

Polecamy się Waszej Łaskawości i pozostajemy Waszej Wielebnej Łaskawości uniżonymi sługami

Hausdorf , dn. 7 maja 1803 r.

Carl Rudolph sołtys

Anton Schiller sołtys

Johannes Miggenda sołtys

 

Z niniejszego pisma wynika, że proboszcz, zgodnie z rozporządzeniem królewskim, otrzymywał od gminy wynagrodzenie. Raz na jakiś czas musiał się spotkać z przedstawicielami gminy i dokument potwierdzający otrzymaną należność pokwitować. Proboszcz Körnig takie spotkania zaniedbywał i urzędnicy gminni czuli się przez niego lekceważeni.

Interwencje sołtysów Dolnego i Górnego Hausdorfu nie odniosły skutku, gdyż ksiądz Körnig proboszczem w tutejszej parafii został do roku 1811. Dziś trudno rozstrzygnąć jaka była prawda, w sporze między proboszczem a ówczesnymi mieszkańcami, gdyż do wyjaśnienia tej sprawy, ze strony ks. Körniga nie dotarliśmy, ale że spór był, to wydaje się sprawą oczywistą.

Jak już wspomnieliśmy, ks. Körnig był z całą pewnością bardzo dobrym gospodarzem. Stara plebania i wiele z wystroju kościoła to jego zasługa. Udało nam się dotrzeć do listów, w których najęci przez ks. Körniga artyści piszą o ołtarzu głównym, który mają wykonać i obrazie św. Katarzyny z ołtarza głównego. Warto w tym miejscu przytoczyć także te dokumenty, abyśmy się zorientowali, jak negocjowano i ile kosztowały te dzieła sztuki. Pierwszy list pochodzi od Michaela Klara Młodszego, który dostał zlecenie wykonania ołtarza głównego. Jak już zaznaczyliśmy, raczej to nie jest ten ołtarz dzisiejszy, chociaż w dokumentach figuruje on jako jego twórca. „Michael Klar sporządził projekt ołtarza według wytycznych ks. Ignaza Körniga. Duchowny otrzymał „abrys”, czyli wstępny szkic, plan ołtarza, wraz z listem od rzeźbiarza datowanym „Landeck [Lądek-Zdrój], 23 grudnia 1777”. Oto ten list artysty Michaela Klara do ks. Körniga

Wasza Wielebność, w Bogu uduchowiony, Wielce uczony Panie.
Wraz z życzeniami wszelkiej pomyślności i aby Nowonarodzony Zbawiciel zawitał w Wasze progi darząc Was obficie błogosławieństwem Bożym, przesyłam abrys. Życzyłbym sobie, że wykonany został tenże zgodnie z zamysłem Waszej Wielebności. Jeśli chęć objawiacie, aby zmian dokonać, nic ku temu nie wadzi, a mą powinnością jest zgodnie z Waszą wolą uczynić. Abrys jest w dwóch wersjach. Proszę więc, zechciejcie mnie powiadomić, wersja z której strony Wam do gustu przypadła. Mym pragnieniem jest jednak, o co proszę, by pracę w chleb powszedni obrócić i mój wysiłek należycie docenić. Mniemam jednak, że się nie dość ściśle wyraziłem, na myśli miałem dwieście trzydzieści florenów, gdyż za pracę wykonaną dla Lądka-Zdroju trzysta przyjąłem. Jeśli Wasza Wielebność na mnie przystać raczy, upraszam, jeśli to możliwe, jedynie połowę na poczet prac. Gdyby takiej sposobności jednakowoż nie było, raczy Wasza Wielebność przypasować według własnego uznania, w związku z tym odpowiedzi oczekuję. piszą o ołtarzu głównym, który mają wykonać i obrazie św. Katarzyny z ołtarza.

Dla Wielebnego Proboszcza w Nowej Rudzie przekazuję ukłony, gdy zechcesz Panie zajść do niego. Nie nalegajcie Panie o abrys wespół z saniami, gdyż nad nim prace trwają. Same koszty z tego tytułu wynoszą 5 florenów; tamtejsze wysokie są na jedenaście ćwierci …? i długie na sześć łokci. Tym samym polecam się Waszej pamięci i pozostaję Waszej Wielebności uniżonym sługą.

Michael Klar”

Z tego listu wynika, że Michael Klar sporządził projekt ołtarza według wytycznych ks. Ignaza Körniga. Duchowny otrzymał abrys, czyli projekt ołtarza z wyceną. Kwota, którą miała zapłacić parafia to 230 florenów. Floren to była złota moneta o masie 3,5 g., czyli chodziło o wartość ok. 805 g. Oczywiście wartość florena była wyższa, niż sama ilość złota, ale o takich sumach wtedy mówiono. Ciekawostką jest także to, że ks. Körnig zamówił także u znanego rzeźbiarza sanie. Musiały być one bogato zdobione, gdyż artysta nad samym projektem spędził dużo czasu i nie był w stanie przygotować sani, razem z ołtarzem, o co pewnie dopominał się proboszcz. Warto zwrócić uwagę, że oprócz bardzo konkretnych żądań finansowych, w liście jest bardzo wiele zwrotów grzecznościowych, które mają za zadanie uszanowanie adresata. 

Udało nam się dotrzeć do jeszcze jednego listu, który do proboszcza Ignaza Körniga napisał wykonawca obrazu św. Katarzyny, znany ówczesny śląski artysta Casper Wehse. Dla zapoznania się z ówczesny warto go tutaj przedrukować.

 

Wasza Wielebność, w Bogu chrześcijański Pan Proboszcz”.

 

Otrzymałem Wasze pismo, przez posłanniczkę dostarczone, a wraz z nim wzorzec przesłany, który to następnie otworzyłem i kontemplowałem, a który dla oczu mych był tak przyjemny, że nad nim w zachwycie radzić mi przyszło, w duchu jednak myślałem: Wasza Wielebność nie mógł wyszukać sobie lepszego konceptu nad tenże, i zaiste, nie ma tu nic do zarzucenia ani poprawy, wyborny wszakże zamysł na malowidło ołtarzowe. Żałuję jednego, że takie farbami wypełnianie największe piękno wzorca zepsuło. Bowiem to, co w sztuce najsubtelniejsze, farbami zamazane i piękna pozbawione. Im jeszcze zarzucić można, że za tę pracę nie zabrał się mistrz lepszy. Rozumie się, że mankamenty te są bez znaczenia, i jak dalece to możliwe, naniosę poprawki i ulepszenia, gdy malowidło ołtarzowe podług tego wykonywać będę. Szczędzić starań nie zamierzam i cały mój kunszt pokażę. Wolą jest moją taki obraz dostarczyć, by Wasza Wielebność wraz z Waszej Wielebności dobroczyńcami nad nim w zachwycie radzić mogli. 

prawdzie pracy nad obrazem jest dużo i wysiłek to wielki, jednakże wysiłku mego przy tym skąpić nie będę. Omawiał z Wami będę także możliwie wiele. Wyrażam

 

nadzieję, że Wasza Wielebność mojej szkody nie wypatruje. Zatem, skoro wykonać mam dla Was takie dopracowane i dobre malowidło, nadzieję mam na to, że sześćdziesiąt florenów, które za obraz oczekuję, kwotą zbyt wygórowaną nie będzie. A obraz jest przecie duży, bo na pięć i pół łokcia

 

wysoki, a na cztery i pół łokcia szeroki. Kosztował on będzie wiele trudu. Jednakowoż chcę, by tak Waszej Wielebności, jako i mnie w udziale zaszczyt przypadł. Niniejszym polecam się najuprzejmiej Waszej pamięci i pozostaję Waszej Wielebności uniżonym sługą

 

Caspar Wehse

 

Malarz”

 

Z listu artysty malarza Caspara Wehse wynika, że projekt obrazu św. Katarzyny, który znajduje się w ołtarzu głównym, został artyście przesłany przez proboszcza. Można się domyślać, że ks. Kornig przysłał malarzowi niemalże gotowy obraz, a więc taki jak sobie wyobrażał, ale w całej uprzejmości Caspar Wekse stwierdza, że to wszystko piękne i genialne, ale przysłany projekt jest nie do przyjęcia, bo jest tak po ludzku „zapaćkany”. 

Najprawdopodobniej szkic obrazu, a może cały obraz, w pomniejszonej skali, namalował wg pomysłu i projektu proboszcza, jakiś lokalny artysta, który zrobił to pod czujnym okiem proboszcza. Projekt ten musiał być namalowany po amatorsku, dlatego że Caspar Wehse zaznaczył, ze pomysł mu się podoba, ale wykonanie już nie i on to widzi zupełnie inaczej. Ze źródeł wiemy, że obraz, który znajduje się w ołtarzu głównym jest dziełem właśnie Caspara Wehse.

 

Nie mamy o nim zbyt wiele informacji. Wiemy z całą pewnością, że pochodził z Kłodzka. Obraz w naszym ołtarzu głównym, to zaślubiny św. Katarzyny z Panem Jezusem. Mały Pan Jezus, na rękach Matki Boskiej, wyciąga rękę w kierunku św. Katarzyny i nakłada na jej palec obrączkę. Wg legendy, św. Katarzyna miała wizję, w której Pan Jezus ukazuje się jej w towarzystwie Matki Boskiej i aniołów i nakład jej obrączkę. Miały to być właśnie te mistyczne zaślubiny Katarzyny z Chrystusem i dlatego całe swoje życie ofiarowała Jezusowi ślubując, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Mimo tego, że była do zamęścia zmuszana, nigdy żadnych oświadczyn nie przyjęła, co min. sprowadziło na nią śmierć. Motyw ten był częsty w malowidłach wielu znanych artystów, min. Pietra Paoliniego (1632), Lorenza Lotta (1523). Wielki kult do tej sceny miał św. Franciszek z Asyżu. 

Najprawdopodobniej szkic obrazu, a może cały obraz, w pomniejszonej skali, namalował wg pomysłu i projektu proboszcza, jakiś lokalny artysta, który zrobił to pod czujnym okiem proboszcza. Projekt ten musiał być namalowany po amatorsku, dlatego że Caspar Wehse zaznaczył, ze pomysł mu się podoba, ale wykonanie już nie i on to widzi zupełnie inaczej. Ze źródeł wiemy, że obraz, który znajduje się w ołtarzu głównym jest dziełem właśnie Caspara Wehse.

 

Nie mamy o nim zbyt wiele informacji. Wiemy z całą pewnością, że pochodził z Kłodzka. Obraz w naszym ołtarzu głównym, to zaślubiny św. Katarzyny z Panem Jezusem. Mały Pan Jezus, na rękach Matki Boskiej, wyciąga rękę w kierunku św. Katarzyny i nakłada na jej palec obrączkę. Wg legendy, św. Katarzyna miała wizję, w której Pan Jezus ukazuje się jej w towarzystwie Matki Boskiej i aniołów i nakład jej obrączkę. Miały to być właśnie te mistyczne zaślubiny Katarzyny z Chrystusem i dlatego całe swoje życie ofiarowała Jezusowi ślubując, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Mimo tego, że była do zamęścia zmuszana, nigdy żadnych oświadczyn nie przyjęła, co min. sprowadziło na nią śmierć. Motyw ten był częsty w malowidłach wielu znanych artystów, min. Pietra Paoliniego (1632), Lorenza Lotta (1523). Wielki kult do tej sceny miał św. Franciszek z Asyżu. 

O księdzu ks. Körnigu mamy najwięcej wiadomości, które dotrwały do naszych czasów, łącznie z jego portretem. O innych proboszczach wiemy znacznie mniej. Z całą pewnością wiemy, że w latach 1811 – 1840 proboszczem był ks. Anton Wildenhof. Następnie ks. August Breschain proboszczował w Hausdorfie w latach 1841 – 1871. Ks. Theodor Hoffman duszpasterzował w latach 1873 – 1905, a w 1906 roku kolejnym proboszczem został ks. Edward Hein i urząd ten sprawował do roku 1921. Ks. Franz Schrofel był duszpasterzem w Hausdorf w latach 1922 – 1934. Po jego odejściu rozpoczęło się proboszczowanie ostatniego niemieckiego księdza Maxa Franke, który swój urząd sprawował do roku 1946. Księdza Franke pamiętali jeszcze ci, którzy przybyli tu pod koniec 1945 i na początku 1946 roku. Bezpośrednio po wojnie nie wyjechał z naszej miejscowości. Został tutaj, aby służyć swoją duchową opieką tym, którzy tutaj po wojnie pozostali, ale także służył pomocą duszpasterską nowo przybyłym mieszkańcom, wtedy już Domowic. W 1946 roku opuścił naszą miejscowość i podjął pracę duszpasterską w Niemczech. 

Zdjęcie, które prezentujemy pochodzi z 1934 roku i widać na nim procesję, wprowadzającą księdza Franke na urząd proboszcza w naszej parafii. Procesja idzie z kościoła na plebanie i z tyłu widać istniejący do dziś budynek, w którym mieścił się sklep Olbricha. Widać na nim ministrantów ze sztandarami i sporą grup wiernych. Ciekawostką jest to, że ks. Franke w Hausdorf pracował dwukrotnie. Od 1914 roku jako wikariusz i od 1934 roku jako proboszcz. W 1946 roku jak już wspominaliśmy, wraz ze sporą grupą wysiedlonych Niemców wyjechał z parafii i osiedlił się na Zachodzie. Pełnił tam funkcję proboszcza w Bahrdorf, koło Helmstedt w Dolnej Saksoni.

 

 

 

 

 

 

 

 



                   

stat4u