Dodano: 2023-12-05, Życie w Hausdorf

Z zachowanych dokumentów, które staral iśmy się tutaj przedstawić i w skrócie opisać widać, że nasze okolice przed wojną kwitły turystyką. Schroniska, których było tutaj sporo, i dzisiaj możemy tylko z zazdrością o nich wspominać sprawiały, że nasze tereny były znane i popularne i przyjeżdżało tutaj sporo turystów.

W samym Hausdorfie, była bardzo znana restauracja, czy też zgodnie z nazwą kawiarnia Cafe Röthig. Znajdowała się ona przy dzisiejszej ulicy Głównej, na wysokości numer30 - 31 Niestety nie ma zbyt wielu informacji na jej temat w ówczesnych dokumentach. Wiadomo, że początkowo stał tam mniejszy budynek piekarni Röthiga. Około lat dwudziestych postawiono na jego miejscu masywną bryłę kawiarni i piekarni znanej z pocztówek, które czasami możemy spotkać min w internecie. Podobno bywało tam sporo gości i kawiarnia całkiem nieźle sobie radziła finansowo. Po wojnie jeszcze przez jakiś czas stała, ale popadała w coraz większą ruinę i dzisiaj nie ma po niej śladu.

Parafia Jugów Parafia Jugów 

(Na zdjęciach budynek i wnętrze Cafe Röthig)

O browarze w Hausdorfie także nie posiad amy zbyt dużej wiedzy, ponieważ w znanych i dostępnych dokumentach, nie ma o nim zbyt wiele informacji. Czasami dokumenty są bardzo szczątkowe i niewiele z nich wynika. Wiemy, z całą pewnością, że browar znajdował się w budynku przy ulicy Głównej 73-79, a więc w dzisiejszym Pekinie. Dzięki wytrwałej pracy miłośników Hausdorfu udało się odnaleźć kilka butelek po piwie z tego browaru, na których jest wyżłobiony herb Sowy i kulka innych informacji. Na ich podstawie możemy wnioskować, że zarządcami browaru w Hausdorfie byli; w latach 1885-88 – browarnik E. Mende, w latach 1888-95 Eduard Straube, 1895-1903 – Fr. Haushild, 1903-1914- było kilku browarników min. Brauerei der Wenzeslaus- und Ferdinandgrube, a w latach 1914-1920 ci sami co wcześniej plus A. Wache. Spis zarządców browaru kończy się na roku 1920. Do którego momentu istniał browar? Dokładnie nie wiemy. Ciekawostką jest to, że w 2022 roku butelka po piwie pochodząca z browaru w Hausdorfie, została na aukcji sprzedana za 2000 zł., więc za całkiem sporą sumkę. Ponieważ praktyką w niemieckich browarach było to, że oprócz piwa rozlewano w nich wodę mineralną, wielce prawdopodobne jest to, że była ona rozlewana także w Hausdorfie.

Parafia Jugów Parafia Jugów Parafia Jugów Parafia Jugów Parafia Jugów 

Na zdjęciu zachowane butelki po piwie z browaru w Hausdorfie.

 Do połowy XIX wieku głównym źródłem utrzymania mieszkańców Hausdorfu była praca w warsztatach tkackich. Przemiany, które nazywane są rewolucją przemysłową sprawiły, iż ta metoda pracy straciła na znaczeniu ekonomicznym. Na szczęście dla mieszkańców i dla rozwoju Hausdorfu, okolica była obfita w pokłady węglowe. Rewolucja przemysłowa sprawiła, że węgla było potrzeba coraz więcej i to oznaczało szansę na rozwój Hausdorfu. Na przełomie XVIII i XIX wieku działała tutaj jedna większa kopalnia, Ferdinand, która potem była kilka razy powiększana, gdyż węgla było potrzeba coraz więcej. W 1924 roku została ona połączona z Wacławem i była już kopalnią o sporym znaczeniu gospodarczym. W 1858 roku wydobyto z niej 1360 ton węgla, a w 1875 roku 434 tys. ton. Mieszkańcy Hausdorfu pracowali w kilku mniejszych kopalniach, ale najwięcej z nich znalazło zatrudnienie w Wacławie (Miłków) i Rubenie (Drogosław). Ze względu na rozwój górnictwa , rozrastała się także wieś, gdyż osiedlali tu się górnicy, którzy przybywali na te tereny z różnych stron. W XIX wieku powstało osiedle Nagóra (Oberberg) sięgająca pod przełęcz Jugowską. Osiedlali tu się nowo przybyli górnicy, ale niektórzy mieszkańcy nastawili się na obsługę turystów, stąd było tu także kilka gospodarstw gościnnych. Dziś nazwalibyśmy to Agroturystyka. W ramach kolonizacji górniczej powstał również Jutroszów(Morgenrothe) u podnóża Lirnika, a więc w okolicach Pniaków.

W podobnych okolicznościach, czyli rozwoju górnictwa na naszych terenach, powstała osada Krzów (Stocknegenen), czyli dzisiejszy Sitów. Mieszkało tam kilka rodzin górniczych, które zamieszkały w naszych stronach ze względu na pracę. Na terenie Hausdorfu działały, jak już wspomnieliśmy browar, młyn wodny - a potem elektryczny (dzisiejsza Główna 123), cegielnia Mullersche Zigelei, która produkując cegły i także lokalną ceramikę, korzystała z tutejszych zasobów gliny. W połowie XIX wieku utworzona we wsi mechaniczną tkalnię bawełny, wszak był to czas rewolucji przemysłowej, a węgiel do napędzania maszyn parowych był na miejscu. Przed I wojną światową zatrudniała ona 30 – 40 osób. Potem, gdy zaczął się kryzys została sprzedana, a następnie zamknięta. Przy końcu XIX wieku rozpoczęto budowę drug powiatowych, ponieważ wzmagał się ruch na drogach i ówczesne władze chciały połączyć Hausdorf z okolicznymi miejscowościami. Powstały wtedy nowoczesne (jak na owe czasy) połączenia drogowe z Nową Rudą i z Dzierżoniowem. Od 1876 roku działała we wsi poczta, która wtedy była oczkiem na świat. Doga kolejowa przechodziła przez dzisiejsze Zdrojowisko, a więc mieszkańcy Hausdorfu i z tego postępowego środka transportu mogli korzystać. Powstała w Hausdorfie także Ochotnicza Straż Pożarna, która w 1932 roku liczyła 55 członków przeszkolonych i bardzo aktywnych w działaniu. Przy końcu XIX wieku zlikwidowano podział na dolny i górny Hausdorf i został tylko Hausdorf. Wtedy także także zaczęto wydawać Haudorfer Amtsblatt, czyli miejscowy Dziennik urzędowy, wydawany przez gminę.

Dużą atrakcją turystycznąna naszych terenach była wieża widokowa na dzisiejszej Kalenicy. Została ona wzniesiona z drewna w 1887 roku. Według ówczesnych przekazów przetrwała ona 40 lat. Wielu turystów z okolicznych miejscowości,ale także z Breslau, czyli z Wrocławia, bardzo chętnie przyjeżdżali w Góry Sowie, aby wejść na nią i podziwiać piękne widoki. W 1932 roku, gdy ta pierwsza wieża uległa degradacji, wybudowano drugą, ale już stalową i nadano jej imię prezydenta Niemiec, Paula von Hindenburga. Duże znaczenie dla atrakcyjności turystycznej Hausdorfu miały miejsca noclegowe. Tych, według danych z roku 1936, było we wsi 119, a więc turyści mieli gdzie przenocować. Duże znaczenie dla atrakcyjności turystycznej wioski miały handel i lokalne rzemiosło. Według dokumentów z tamtego czasu, we wsi było w 1932 roku 25 sklepów kolonialnych, a więc takich, w których sprzedawano towary z wszystkich stron świata (pieprz, kawa itp.) 2 sklepy warzywne i 5 piekarni (najbardziej ceniona była piekarnia Arthura Tonke, która istniała od 1905 roku). We wsi było też wtedy 6 rzeźni, 3 sklepy z materiałami tekstylnymi, 2 sklepy z materiałami motoryzacyjnymi, oraz apteka. Był tu także kołodziej, elektryk, blacharz, zegarmistrz, lutnik, 2 młynarzy, 9 szewców, 6 malarzy, 6 stolarzy, 5 fryzjerów, 5 krawców, 2 kowali, 2 tapicerów. Rzemieślników i handlowców w Hausdorfie więc nie brakowało.

Służbę zdrowia w Hausdorfie stanowiło 2 lekarzy i 3 akuszerki. Bardzo ważną rolę odgrywała komunikacja. Poza stacją kolejową w Zdrojowisku, mieszkańcy Hausdorfu cieszyli się posiadaniem dwóch linii autobusowych, co jak na owe czasy było oznaką znaczenia wsi i jej rozwoju. Na linii do Nowej Rudy kursy odbywały się pięć razy dziennie. Można było dostać się autobusem do Pieszyc i do Bożkowa. Ówcześni kronikarze zapisali, że we wsi było także dwóch taksówkarzy. Działało tutaj Nadleśnictwo. Nadleśniczy Franz Hoffman był przewodniczącym oddziału GGV w Ludwikowicach, które organizowało różne koncerty, zabawy, wystawiało sztuki teatralne, oraz wytyczało trasy turystyczne. Pomyślny rozwój Hausdorfu załamał się w 1930 roku, kiedy to miała miejsce wielka katastrofa górnicza na kopalni Wacław. Po wypadku, w którym zginęło 151 górników, w większości hausdorfian, kopalnie zamknięto. Spowodowało to utratę środków do życia dla setek rodzin mieszkańców wioski. Dokumenty podają, że rok po wypadku, a więc w 1931 roku we wsi było już 799 bezrobotnych, choć w innych kopalniach pracowało jeszcze 714 górników z naszej wioski. Trwający wtedy wielki kryzys gospodarczy sprawił, że liczba bezrobotnych stale wzrastała. Organizowano wtedy roboty publiczne i część mieszkańców przy tych pracach znalazło zatrudnienie. Za bardzo skromne wynagrodzenie pracowali wtedy min. przy budowie basenu. Część górników znalazło pracę w kopalniach Nowej Rudy, inni wyjechali na Górny Śląsk.

Rolnictwo w Hausorfie nie odgrywało znaczącej roli przed wojną. Gdy rozpoczęło się tutaj wydobywanie węgla na dużą skalę, to kopalnie wykupiły większość gruntów. W 1932 roku we wsi było tylko czterech znaczących gospodarzy. Oczywiście wielu mieszkańców miało niewielkie poletka i ogródki przydomowe, ale nie odgrywały one znaczniejszej roli agrarnej.

W końcu przyszedł czas wojny. Bardzo wielu mieszkańców Hausdorfu służyło w armii niemieckiej i jak wynika z opowieści byłych mieszkańców Hausdorfu, walczyli oni na frontach całej Europy. Bardzo wielu z nich zginęło. Należy zaznaczyć, że przy końcu wojny, o wielu zabitych rodziny się nie dowiadywały. Byli to ci, którzy zginęli na froncie wschodnim. Jeszcze kilka lat temu do parafii przyjeżdżali Niemcy z prośbą, aby w dokumentach sprawdzić, czy na parafię nikt nie przysłał informacji o ich śmierci, albo niewoli sowieckiej. Oczywiście takich informacji nie ma. Ludzie ci twierdzili, że w pewnym czasie musiał być taki bałagan i tyle zgonów młodych żołnierzy na wschodzie, że nikt nie był w stanie potwierdzić ich śmierci i poinformować rodzinę, tak że nie wiedzieli, czy ich synowie zginęli, czy dostali się do niewoli. Jak już wcześniej pisaliśmy, śmierć samobójczą w czasie wojny poniósł także ostatni właściciel Hausdorfu pułkownik Albert von Pfeil, dowódca twierdzy Opole, który nie mogąc wypełnić rozkazu o obronie miasta, strzelił sobie w styczniu 1945 roku w głowę.

Na terenie Hausdorfu zostało wzniesionych, oprócz opisywanej już Kalwarii, wiele kapliczek, istniejących do dnia d zisiejszego i przydrożnych krzyży. Każda z tych kapliczek niesie za sobą pewną historię, a często i tajemnicę. W 2005 roku na zboczu Włodyki, przed wojną na Bauerbergu, wielu parafian uczestniczyło w poświęceniu, odnowionej przez pasjonatów, min. naszego parafianina śp. Ryszarda Smyczyńskiego i jego trzech kolegów, kapliczki. Na temat powstania tej kapliczki krążą dwie legendy. Jedna mówi, że zamożny rolnik znalazł na swoim polu ukryty skarb. Były to pieniądze, które prawdopodobnie przeznaczone były na żołd dla żołnierzy i nie wiadomo z jakich powodów zostały przez kuriera zakopane. W dowód wdzięczności ów rolnik postawił kapliczkę, która była zwrócona w kierunku jego gospodarstwa. Druga legenda, trochę bardziej udokumentowana wskazuje, że powstanie tej kapliczki także wiąże się z odnalezieniem skarbu. Według tej legendy miało być to tak. Pewien gospodarz najął dwóch robotników: Postlera i Großmanna, aby zaorali mu pole. Dokładnie to na zboczu Włodyki, na skraju lasu.

Parafia Jugów 

Na zdjęciu kapliczka na Włodyce - Bauerbergu z lat trzydziestych XX wieku.

Podczas prac mężczyzn niepokoiły sarny, które, mimo przepłoszenia, pozostawały w pobliżu w lesie i niespokojnie krążyły wokół tego miejsca. Chłopi byli ciekawi, co oznacza zachowanie skądinąd tych nieśmiałych zwierząt. I gdy tak się zastanawiali, podczas orania, natknęli się na duży, żelazny, zamknięty kocioł. W tym samym momencie sarny zniknęły. Robotnicy zgłosili swoje znalezisko gospodarzowi. Ten zaś wrócił na pole po zmroku i przy pomocy dwóch koni wyciągnął z ziemi znalezisko. Okazało się, że nie jest to kocioł, jak pierwotnie zgadywano, a skrzynia. Po jej otwarciu ukazało się jego oczom wiele monet i dokument zawierający wolę właściciela skarbu, spisaną na wypadek jego możliwej niespodziewanej,nagłej śmierci. Zgodnie z tym "testamentem" skarb powinien zostać podzielony na trzy części. Pierwsza część powinna trafić do biednych, drugą należało przeznaczyć na budowę kaplicy, ostatnia miała pozostać dla znalazcy. Gospodarz wypłacił najętym robotnikom należne wynagrodzenie, kazał zasypać powstałą po skrzyni dziurę i zbudować na tym miejscu kamienną kapliczkę. Nie wiadomo, czy testament wykonano do końca i czy odpowiednią część pieniędzy także przeznaczono na ubogich.

Tkalnia w Hausdorf. Tkalnia w naszej miejs cowości związana jest z nazwiskiem Theodora Zimmermanna (1843-1930). Początkowo prowadził niewielki biznes, ponieważ w okolicy w której mieszkał było sporo tkaczy. Z biegiem czasu, kiedy dorobił się sporego majątku, założył swoją firmę w Piławie Górnej i tam powstała bardzo duża tkalnia. Ponieważ interes szedł nadzwyczaj dobrze, Zimmerman założył filię tej firmy w Hausdorfie. Dokumenty świadczą o tym, że wielu ludzi szukało pracy, za niezbyt wygórowane zarobki w tej fabryce. Można przeczytać w starych dokumentach taki zapis; mężczyźni tkali, kobiety tkały, a dzieci zwijały wytworzony półprodukt. Typowe śląskie płótno wytwarzało się tu na prostych ręcznie obsługiwanych krosnach. Jugowski oddział tkalni znajdował się w nieistniejącym już budynku w górnej części miejscowości, w pobliżu dzisiejszej sali wiejskiej "Jugowianka". Razem z zabudowaniami dawnego kościoła ewangelickiego, szkoły ewangelickiej i sąsiedniego domu, tworzył charakterystyczny dziedziniec. To m.in. tu powstawały tkaniny, z których szyto ubrania, bieliznę, artykuły tekstylne do domu. Wszystkie można było znaleźć w bezpłatnym wysyłkowym katalogu produktów firmowych.Niestety nie wiemy, kiedy tkalnia w Hausdorf zakończyła działalność. Nie znamy losów budynku po niej. Pierwsza widokówka z odniesieniem do tkalni Zimmermanna datowana jest na 1893r., ostatnie wzmianki pochodzą z końca lat 20.

Parafia Jugów Parafia Jugów Parafia Jugów 

Na zdjęciu mężczyzna przy pracy na krośnie w Hausdorf, grafika reklamująca tkalnię i naklejka tkalni Zimmermana

Sierociniec w Hausdorfie.W dworze hrabiowskim przed wielu laty mieszkała szlachetnie urodzona Maria, znana później jako Gräfin von Pfeil. Jako że sama nie mogła mieć dzieci, przybrała sobie dwie dziewczynki za córki. Chciała jednak robić więcej, pomagać bardziej tym, którzy tego potrzebują najbardziej: sierotom. I tak pod koniec XIXw. ufundowała w Hausdorf sierocińce "Caritas", w których była niczym matka zastępcza dla zgromadzonych w nich dziewcząt. Niestety hrabina zmarła, nastał czas I wojny światowej, pieniądze szybko się skończyły. W sierocińcach brakowało wszystkiego, począwszy od ubrań czy butów, a na chlebie skończywszy. Z około 30 podopiecznych dużą część trzeba było odesłać do innych domów. W pewnym momencie, gdy wydawało się, że to szlachetne dzieło ulegnie zamknięciu z pomocą przyszli ewangelicy z Mission für Süd-Ost-Europa (Misja dla Europy południowo-wschodniej). To dzięki nim sierocińce trafiły pod egidę fundacji Ewy von Tiele-Winckler". Do Hausdorf sprowadzono diakonise. Były to kobiety, które oddały się służbie Bogu.

Nie były to zakonnice, ale osoby, które ze względu na swoją miłość do Pana Boga, zrezygnowały z życia rodzinnego i poświęciły się pomocy innym, tym najbardziej potrzebującym. Dzięki ich pracy i fundacji Ewy von Tiele-Winckler, idea sierocińca nabrała nowego rozmachu. Dzieci, które potrzebowały pomocy nie mieszkały wspólnie razem, ale powstawały rodziny, które moglibyśmy dzisiaj nazwać rodzinami zastępczymi. I tak najpierw założono rodzinę Astrów, których opiekunką była diakonisa Gertrud Kühn. Niedługo później Różyczek z siostrą Anny Schalkowsky. Liczebność dzieci, które potrzebowały pomocy, ponieważ były sierotami, powróciła do poprzedniego stanu. I wydawać by się mogło, że wszystko jest już na dobrej drodze. Nadszedł jednak rok 1939 i wybuch II wojny światowej. W czasie wojny sierocińce jeszcze funkcjonowały. Jednak po wojnie rozpoczęła się wędrówka ludów. Na wszystko co niemieckie, nawet najbardziej szlachetne patrzono podejrzliwie. Na te sierocińce ówczesne władze patrzyły dość podejrzliwie. Ostatni podopieczni sierocińca opuścili Hausdorf-Jugów w 1947r.

 

 

 

 



                   

stat4u