Dodano: 2022-08-30, Do czego potrzebny mi jest Kościół.

Mam dziewiętnaście lat. Pochodzę z rodziny katolickiej. Regularnie uczestniczyłem w nabożeństwach, ale mi trochę przeszło. Nie bardzo rozumiem po co odmawiać te wszystkie regułki, po co te zakazy i nakazy. Owszem wierzę w Pana Boga, ale w Kościół już chyba nie. Przecież klepanie tych wszystkich zdrowasiek nie ma nic wspólnego z pobożnością. Odklepywanie różańca jest nudniejsze niż czytanie przepisów kulinarnych.  Nie widzę sensu spowiedzi, bo co, jakiś ksiądz coś tam powie, zada jakąś modlitwę, po cichu coś odklepie i już jest dobrze. Owszem przyznaję się  przed Panem Bogiem, że coś złego zrobiłem i mam nadzieję że mi wybaczy, ale po co się tym chwalić jakiemuś księdzu. Pana Boga mam w sercu. Po co to uzewnętrzniać.  Przecież Chrystus mówi, że nie trzeba wystawać na rogu ulicy i w synagodze, tylko w sercu się modlić. Przyznam jednak, że czasami nachodzą mnie wątpliwości, szczególnie na święta, chrzty w rodzinie, pogrzeby, czy dobrze rozumuję. Kuba.

 

Drogi Kubo. Pozwól, że tak będę się do ciebie zwracał, ze względu na twój młody wiek. Przyznam, że tego maila czytałem z pewnym rozbawieniem. Jak można porównywać różaniec do przepisu na bigos. Mam wrażenie, że nigdy nie odmawiałeś różańca. Gdybyś próbował, to zauważyłbyś, że w samym powtarzaniu zdrowasiek, że w samej monotonii tej modlitwy, tkwi ogromna siła zapewniająca spokój, koncentrację i wyciszenie. Czytając przepis na zupę tego nie osiągniesz. Nie chcę się wgłębiać w istotę modlitwy różańcowej, bo nie jest to istotą twojego pytania.

Trochę się dziwię, że wy młodzi macie kłopoty ze wspólnotą Kościoła. Ja już mam swoje lata i jestem indywidualistą, ale wy młodzi? Ciągle mówicie o wspólnocie, o tym że tylko wspólnota gwarantuje rozwój itd. Czy to wspólnota sportowa, czy kluby dyskusyjne, czy portale społecznościowe, czy Przystanek Woodstok. itd. To wszystko przecież wspólnoty. Dla was bardzo ważne, ileż sporów między młodymi a rodzicami, gdy próbują to zanegować.  Wielu z was to z przekonania  tacy trochę socjaliści, bo wspólne idee, bo podporządkowanie się ogółowi. Przecież Kościół taką wspólnotą jest, no może nie socjalistyczną, ale jest i tego zaakceptować nie chcecie.

Czy przynależność do Kościoła to tylko klepanie modlitw i słuchanie czego to nie wolno. Chyba jednak źle o Kościele myślisz i nie rozumiesz czym jest wspólnota ludzi wierzących.

Piszesz, że Boga trzeba mieć w sercu i po co to uzewnętrzniać. Rzeczywiście Boga trzeba mieć w sercu, to jest istota chrześcijaństwa. Ale nie tylko mieć, ale także słuchać Go i wg tego co nam mówi żyć, a więc żyć wg tego o czym nas poucza.  Ile razy go słyszałeś w sercu, ile razy posłuchałeś co do ciebie mówi, gdy przechadzałeś się w lesie, bo tam przecież też można z Nim rozmawiać. Skąd wiesz co od ciebie wymaga. Może nie chcesz Go słuchać i tylko tak sobie wmawiasz, że masz Go w sercu, ale z tego nic nie wynika, żadna postawa życiowa.  

Po co wiarę uzewnętrzniać? Czyż człowiek składa się tylko z ciała, czy jak wierzymy także z duszy. A dlaczego artysta maluje obrazy. Czy tylko dla pieniędzy – niektórzy może i tak, ale prawdziwy artysta nie zatrzymuje tego co ma w duszy tylko dla siebie, on to uzewnętrznia malując, rzeźbiąc, komponując. Chce podzielić się pięknem, które ma w swoim sercu z innymi. Czy czując muzykę „pod nogą” spuszczasz głowę i trzymasz j ją dla siebie, czy możesz prosisz do tańca dziewczynę i pokazujesz co ci w duszy gra. Dlaczego miałoby być inaczej w dziedzinie wiary, w odnoszeniu się do Pana Boga. Przecież, jeżeli ktoś jest szczęśliwy z tego powodu, że kocha Boga i chce się tym podzielić z innymi i zachęcić to miłości Boga to źle?. Przecież tu także chodzi o zbawienie innych. Uważasz, że skarb wiary powinniśmy zachować tylko dla siebie, czy posłuszni nakazowi Chrystusa „idźcie na cały świat i głoście ewangelię”, opowiadać o szczęściu przynależności do Chrystusa innym. Nie chcę już tu mówić o tym, że bardzo głośno uzewnętrzniają swoje poglądy ateiści, homoseksualiści, feministki itd.

Po co księdzu twoje grzechy. Zapewniam cię, że do niczego mi nie są potrzebne. Ale, skoro powołujesz się na Pismo św. to przypomnij sobie ten fragment; „Komu odpuścicie grzechy są im odpuszczone”. A więc rozgrzeszenie jest z ustanowienia Chrystusa. Sam tego nie możesz zrobić względem siebie, ja też. Jaką masz pewność, że gdy powiesz Chrystusowi, „sorki, ale mam skłonność do kradzieży, no takim mnie stworzyłeś”, to za każdym razem On ci wybaczy. A może zechce postawić jakieś warunki tego wybaczenia np. „przestań kraść, wynagródź innym swoje łotrostwa”.  Czy nie miałeś poczucia czegoś fantastycznego, gdy odbyłeś dobrą spowiedź, wyznałeś wszystkie najbardziej wstydliwe grzechy i trafiłeś na dobrego spowiednika. Gdy usłyszałeś Bóg ci przebacza. Nie poczułeś się lepszy i świętszy.  Owszem są i tacy spowiednicy, którzy sprawę „odwalają”. Może nie powinni spowiadać. Czy to nie jest fantastyczne, że ktoś zmyje głowę mężowi, który maltretuje swoją żonę i powie, że nie będzie przebaczenia jak nie będzie poprawy. Sam usprawiedliwisz się szybko. Czy będąc chory leczysz się sam, czy idziesz do lekarza, żeby ci pomógł. On patrząc z boku, patrzy trzeźwym okiem i mówi, masz leczyć się tak i tak. Jak nie posłuchasz, choroba się pogłębia. Czy nie potrzeba kogoś kto ci powie; człowieku wszyscy przez ciebie płaczą a ty co, jesteś ze siebie zadowolony, bo Panu Bogu, będąc na grzybach powiedziałeś, źle zrobiłem.  Albo co mi tu opowiadasz takie rzeczy, to nie jest żaden grzech, źle osądzasz, twoje sumienie nieprawidłowo reaguje, musimy nad nim popracować. Sam, gdy spowiadam, doradzam innym, ale ze swoimi wewnętrznymi problemami nie zawsze sobie mogę poradzić i idę do innego księdza, a on wtedy słuchając i wypytując się o różne rzeczy mówi mi co wg niego jest dobre a co nie. Co powinienem zrobić a czego unikać.  Spowiedź to przede wszystkim rozgrzeszenie, ale także kontrola sumienia. Sam tego nie zrobisz. Musi ktoś z boku na to popatrzeć, gdy wyznasz grzechy i osądzić co się z tobą dzieje.

I jeszcze jedno. Myślę, że Pismo św. traktujesz bardzo wybiórczo. Ten fragment, który zacytowałeś (niezbyt dokładnie), jest dla ciebie najważniejszy, bo ci pasuje. Owszem ostentacyjne i „pod publiczkę” modlitwy na skrzyżowaniu dróg może i nie są najważniejsze, szczególnie jak ktoś dla poklasku afiszuje się ze swoją wiarą. Powtarzam dla poklasku i dla kariery, np. przed wyborami.  Ale twoje przekonanie, że to jest istota Nowego Testamentu, aby zamknąć się w izdebce,  jest nadużyciem. Pismo św. trzeba czytać w całości a nie fragmentami. Fragmentami wszystko można udowodnić. Wszyscy schizmatycy, czy ci którzy założyli swoją religię, najczęściej opierali się na jednym fragmencie Pisma św. i twierdzili, że odkryli prawdę, że to im jest dana łaska i przywilej zrozumienia o co chodziło Panu Jezusowi.

Mam świadomość, że w tym krótkim wywodzie nie odpowiedziałem na wszystkie nurtujące cię wątpliwości i nie przedstawiłem właściwej istoty Kościoła, ale to sprawa na kilka wykładów akademickich. Ale skoro ludzie żyją i chcą żyć we wspólnocie i chcą przez Jezusa Chrystusa dojść do Boga i usłyszeć Jego przebaczenie i zapewnienie wiecznego zbawienia, to musi istnieć wspólnota, która jest wokół Niego zgromadzona i którą Jezus do istnienia powołał, aby nam o tym orędziu przypominała i błędy naszej wiary wypominała. W przeciwnym razie pobłądzimy i na swój sposób, często karykaturalny, Boga wyobrażać sobie będziemy a w  Piśmie  św. znajdziemy te fragmenty (często wyrwane z kontekstu), które nam w tej chwili pasują.

Serdecznie Pozdrawiam. Ks. Jeremiasz



                   

stat4u